Z tego, co pamiętam z filmów dokumentalnych o Tybecie w XX wieku, ten film jest wierny historii (zwłaszcza, że został nakręcony na podstawie autobiografii Tenzina i w konsultacji z nim!). Wspaniała scenografia, zdjęcia, ukazanie zwyczajów. Do tego komunistyczne Chiny i Mao w tle. Film wciąga od samego początku i pozostawia mieszankę ulgi oraz smutku po zakończeniu (ulga - Dalai Lama uciekł i żyje do dziś, smutek - zwiastun przyszłych odrażających zbrodni na Tybetańczykach).
Dwie rzeczy rażą mnie w tym filmie - po pierwsze, kiedy oglądam egzotyczny film o azjatyckim kraju, chciałbym usłyszeć ów unikalny język mówiony (przykład - Mel Gibson i jego 'Pasja', 'Apocalypto'). Tybetańczycy mówiący bezbłędną angielszczyzną trochę irytują - a widząc po nazwiskach, obsadzono w ich roli autentycznych mieszkańców Tybetu.
Po drugie - muzyka. Za mało egzotyki, za dużo tandety.
Szczerze polecam!