Recenzja filmu

Terminator: Ocalenie (2009)
McG
Christian Bale
Sam Worthington

Żelazo wszędzie, co to będzie?

Chyba nie ma osoby, która nie słyszała o "Terminatorze". James Cameron dysponując budżetem w wysokości niecałych 7 milionów dolarów, nakręcił unikat, arcydzieło, klasyk gatunku. Arnold
Chyba nie ma osoby, która nie słyszała o "Terminatorze". James Cameron dysponując budżetem w wysokości niecałych 7 milionów dolarów, nakręcił unikat, arcydzieło, klasyk gatunku. Arnold Schwarzenegger stworzył natomiast niezapomnianą kreację i  został na zawsze zapamiętany jako tytułowy cyborg. "Dzień sądu" utrzymał poziom i klimat pierwowzoru. Podobnie jak poprzednik, to arcydzieło, które ugruntowało serię i podtrzymało jej legendę. "Bunt maszyn" na tle wcześniejszych części wypadł słabiej. Nadal jednak prezentował dobry poziom. Usatysfakcjonowało mnie zwłaszcza genialne zakończenie. Nastąpił bowiem tak zapowiadany początek wojny z maszynami. "Terminator: Ocalenie" był więc niezwykle oczekiwaną produkcją. W końcu miał otworzyć zupełnie nowy rozdział i przedstawić pełne oblicze postapokaliptycznego świata i wojny. Czy zatem "Ocalenie" zdołało udźwignąć ciężar oczekiwań fanów? Zaraz odpowiem na to pytanie. Akcja toczy się w 2018 roku. Wojna ludzi z maszynami trwa. Jednak rozgrywające się wydarzenia różnią się od przyszłości, której spodziewał się John Connor. Zapowiadany dowódca ruchu oporu jest póki co zwykłym żołnierzem. Tymczasem ruch oporu szykuje zmasowany atak na Skynet. Jednak wskutek skrzyżowania się dróg Johna i Marcusa, ten pierwszy wzywa do odłożenia ofensywy. Tajemniczy osobnik przekazał mu bowiem nowe, niekorzystne dla całej ludzkości fakty... Nim przejdę do rozpisywania się o samym filmie, przytoczę kilka faktów z jego produkcji. Pierwszym złym doniesieniem była kategoria wiekowa. Nowej odsłonie "Terminatora" przyznano PG-13, czym już nastawiono ludzi na nafaszerowaną efektami specjalnymi papkę, która zatraci klimat poprzednich części. Drugim niekorzystnym faktem, była osoba reżysera. McG, bo o nim mowa, nie mógł być postrzegany jako osoba, która będzie w stanie podołać oczekiwaniom fanów. Z drugiej strony pojawiła się uznana obsada i późniejsze wywiady aktorów sugerujące, iż są oni zadowoleni z nagranego materiału. Były też wypowiedzi reżysera o brutalności filmu mimo niższej kategorii wiekowej. Tak więc do samego końca nikt nie mógł być pewny, co ujrzy podczas seansu. Niestety nowy "Terminator" mocno rozczarowuje. Sprawdziły się moje złe przeczucia i dostałem popis tylko efektów specjalnych. Akcja pędzi od jednej szybkiej sekwencji do drugiej co powoduje, iż żadnego klimatu pierwowzorów nie dane jest uświadczyć. Sytuacji nie ratuje nawet fakt, iż wszystkie te sceny są nagrane bardzo dobrze. Ale nie można mieć innych odczuć jeśli główną rolę w filmie gra... żelazo. Tak właśnie żelazo, a nie którykolwiek z aktorów. Mamy bowiem całą stertę różnych Terminatorów: latające myśliwce, wodne węże, gigantyczne porywające ludzi maszyny czy nawet zabójcze motocykle. Cała ta mieszanka zamiast wciągać widza sprawia, iż z każdą kolejną minutą kiwa on coraz bardziej z niedowierzaniem głową. Oczywiście nie czyni tego z podziwem czy zapartym tchem, ale z uśmiechem politowania. McG i jego ekipa przerobili bowiem "Terminatora" na zwykłą bajeczkę sci-fi, w której aż bije po oczach brak jednego, głównego przeciwnika. Oczywiście kategoria wiekowa znacznie przyczyniła się do tego typu reakcji. PG-13 oznacza bowiem, iż film mogą obejrzeć rzesze nastolatków, a jak wiadomo nie można ich przestraszyć. Co więc robi wpół rozerwany Terminator, który mimo uszkodzeń zdołał chwycić człowieka? Rzuca nim zamiast od razu zlikwidować! Jak zobaczyłem tą scenę, ręce mi po prostu opadły. Terminatory były tworzone tylko by zabijać bez mrugnięcia okiem! McG jednak postanowił wytresować tych zabójców. W efekcie przerobił te śmiercionośne maszyny na w gruncie rzeczy niegroźnych przeciwników. Zresztą gdyby był to jednorazowy przypadek, to jeszcze przymknąłbym na to oko. Film ten jednak został ugrzeczniony jeszcze bardziej niż "Szklana pułapka 4.0", co szczerze mówiąc jest godne podziwu. Nie mamy więc ani ostrzejszych dialogów, ani nawet kropli krwi! Tak w "Terminatorze" PG-13 nikt nie ginie! Mam tu na myśli zgony pokazane dosadnie, jak w poprzednich odsłonach. W kilku przypadkach możemy się domyślać, że ktoś zginął w wybuchu czy został zastrzelony. Jednak na żadne zbliżenia nie ma co liczyć. Skoro już wiadomo, iż pierwsze skrzypce zagrały efekty specjalne tworzące żelazo pod różnymi postaciami, skupmy się na rolach drugoplanowych, czyli ludzkich. Christian Bale wypadł jak zwykle solidnie. Jako John Connor sprawdził się niebo lepiej niż Nick Stahl. Jednak mimo to nie miałem wrażenia, że patrzę na wybawcę świata. Po prostu nie wybił się ponad resztę obsady. Pozytywnie zaskoczył mnie Anton Yelchin. Jako Kyle Reese wypadł całkiem znośnie. Najlepiej zaprezentował się Sam Worthington. Marcus był przynajmniej niestandardową postacią, a targające nim emocje dało się poczuć. Niemniej nie pokuszę się o stwierdzenie, iż Worthington całkowicie przyćmił pozostałych, z Bale'em na czele. Zagrał po prostu najciekawszą postać, więc mógł pokazać najwięcej swego talentu. Muzyka dobrze uzupełnia akcję. Jednak nie ma większych szans, by którykolwiek z kawałków wrył się w pamięć choć na chwilę. Twórcy starali się zgrabnie połączyć "Ocalenie" z poprzednimi częściami. Próbowali to uczynić głownie dzięki postaci Sary Connor. Mamy więc jej taśmy oraz słynną fotografię. Prócz tego McG dotrzymał słowa i naniósł komputerowo twarz Arnolda na T-800. Jednak ten drugi zabieg wyszedł, jak dla mnie, trochę sztucznie. Pierwsze nawiązania i tak natomiast są bez znaczenia, bo przecież twórcy stworzyli alternatywną przyszłość. Tak więc producenci chcieli dobrze, ale ich wysiłki spełzły na niczym poprzez wcześniejsze, kompletnie nietrafione decyzje. Trochę miejsca poświęcę też zakończeniu. Jak wiadomo zmieniono je, gdyż oryginalne wyciekło do sieci. Zresztą całe szczęście, gdyż było beznadziejne. Nowa końcówka jest niestety niewiele lepsza. Przede wszystkim jej patos i ckliwość prawie mnie znokautowały. Ostatnia scena przypomina natomiast kadr westernu, co jakoś też mnie nie przekonało. Najgorszy jej jednak fakt, iż zakończenie nie posuwa kompletnie akcji nawet o minimalny krok naprzód.  "Terminator: Ocalenie" jest obrazem niestety na wskroś przeciętnym. Rozczarowałem się niemiłosiernie. Mimo to pewnie i tak odniesie sukces, bowiem ludzi do kin przyciągnie sam tytuł. Osobiście oceniłem go jako niezły. Jednak teraz przyznaję obiektywnie, iż notę zawyżyłem z sympatii do serii. Po seansie miałem bowiem wrażenie, iż zobaczyłem właśnie dodatek do serii, a nie nowego, pełnometrażowego "Terminatora". "Ocalenie" ma być początkiem nowej trylogii prezentującej zmagania ludzi z maszynami. Kolejne odsłony muszą prezentować się niebo lepiej. Pobłażliwy w ocenianiu mogę być bowiem tylko raz.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Powstały w 1984 roku ''Terminator''stał się niespodziewanym sukcesem kasowym, który nie dość, że... czytaj więcej
Fani tej, jednej z najsłynniejszych historii w dziejach kina science fiction, czekali długo, bo ponad... czytaj więcej
W 1984 r. mało znany reżyser James Cameron wyreżyserował film, który na stałe zapisał się w historii... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones