Recenzja filmu

Terminator: Ocalenie (2009)
McG
Christian Bale
Sam Worthington

Zardzewiały złom

Nie potrafię polecić "Terminatora 4" nikomu poza największymi miłośnikami cyklu i fanami "FallOuta" nie mogącymi doczekać się ekranizacji ich ulubionej gry. To właśnie w 2009 roku za
Dobrze pamiętam moment, w którym "Terminator: Ocalenie" wchodził do kin. Do 2009 roku ta seria pomimo słabszej "trójki" wciąż cieszyła się wielkim szacunkiem wśród miłośników filmowej fantastyki. Dodatkowo miało być to swoiste nowe rozdanie, bez Arnolda za to z Bale’em, który jeszcze rok wcześniej wziął udział w jednym z najważniejszych filmowych wydarzeń XXI wieku ("Mroczny rycerz"). Niestety ciężko sprostać wysokim oczekiwaniom, a McG, czyli reżyser "Ocalenia" powinien wiedzieć o tym najlepiej.



Mamy rok 2018. Dzień sądu się dokonał i roboty oraz ludzie toczą zaciekłą walkę o dominację nad światem. John Connor (Christian Bale) to przywódca ruchu oporu skierowanego przeciwko SkyNetowi, dowodzącego armią zabójczych terminatorów. Dowódca rebeliantów zyskuje cennego sprzymierzeńca w postaci enigmatycznego Marcusa Wrighta (Sam Worthington). Po pewnym czasie na jaw wychodzą sekrety Marcusa, które tylko zaogniają konflikt.

Problem tego "Terminatora" polega na tym, że tak naprawdę nie wygląda, jak... "Terminator". Choć widzowie narzekali już na "Bunt maszyn", który pełnymi garściami czerpał z poprzednich części, nie dając nic od siebie, o tyle wykreowanie postapokaliptycznego świata na modłę "Mad Maksa" czy "FallOuta" okazał się dla fanów T-800 zbyt dużym przeskokiem. Osobiście zmianę stylistyki mógłbym jakoś znieść, gdyby kryła się za tym jakaś ciekawa historia albo chociaż porządna rozrywka. Niestety "Ocalenie" to sztampowa przegadana superprodukcja z nudnymi bohaterami i konfliktem, który tak naprawdę nikogo nie obchodzi.



Dzisiaj w kontekście "czwórki" mówi się głównie o problemach na planie i osławionym materiale, który wyciekł z planu, w którym to Bale krzyczy na członka ekipy filmowej. Znanemu z "Batmana" i "Prestiżu" Walijczykowi trudno się jednak dziwić, biorąc pod uwagę efekt. Skoro jesteśmy już przy Bale'u, to choć uważam go za wybitnego aktora, jednego z najlepszych ze swojego pokolenia, rola Johna Connora jest jego najsłabszą. To po prostu kolejny nijaki dzielny żołnierz z filmu science-fiction. Szkoda, że scenarzyści nie potrafili wykrzesać z tej postaci więcej. Największą siłą aktorskiego kolektywu jest Sam Worthington, ale to głównie dlatego, że jako jedyny gra niejednoznaczną i interesującą postać. Ani cameo Heleny Bonham Carter, ani cyfrowa kopia T-800 nie czyni "Terminatora" filmem dobrym.

Nie potrafię polecić "Terminatora 4" nikomu poza największymi miłośnikami cyklu i fanami "FallOuta" nie mogącymi doczekać się ekranizacji ich ulubionej gry. To właśnie w 2009 roku za sprawą McG ta kultowa seria skręciła w bardzo złą stronę, a później niestety było już tylko gorzej. Tak niestety w Hollywood uśmierca się legendy. Przykre.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Powstały w 1984 roku ''Terminator''stał się niespodziewanym sukcesem kasowym, który nie dość, że... czytaj więcej
Fani tej, jednej z najsłynniejszych historii w dziejach kina science fiction, czekali długo, bo ponad... czytaj więcej
W 1984 r. mało znany reżyser James Cameron wyreżyserował film, który na stałe zapisał się w historii... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones